Burton Robert
 
Burton Robert
Wydana po raz pierwszy w roku 1621 Anatomia melancholii Roberta Burtona ma bardzo wiele wspólnego z Próbami Montaigne'a, na które zresztą autor się często powołuje. Rozważania na temat rozmaitych odmian szaleństwa — gdyż w tym właśnie dawnym sensie używa Burton terminu melancholia — są pretekstem do zaprawionych gorzką ironią refleksji na temat natury ludzkiej, ilustrowanych wielką liczbą cytatów, anegdot i facecji zaczerpniętych z literatury starożytnej i późniejszej, zwłaszcza renesansowej.
Dopiero ostatnio ukazało się porządne, naukowe wydanie angielskiego oryginału. Może będzie to dla kogoś zachętą, by przełożyć to zajmujące i zabawne dzieło na język polski?
Na początku książki autor próbując zdefiniować różne rodzaje głupoty i szaleństwa cytuje sławnego XV-wiecznego humanistę Eneasza Sylwiusza Piccolominiego, późniejszego papieża Piusa II.
Piccolomini twierdzi, iż głupca można poznać po tym, że szuka tego, czego nie da się znaleźć, albo tego, co znalezione przyniesie mu szkodę, oraz że mając do wyboru kilka dróg prowadzących do celu, zawsze wybierze najgorszą. „W takim razie — dodaje od siebie Burton — moim zdaniem większość ludzi to głupcy. Zbadaj ich postępowanie, a szybko dostrzeżesz, jakimi są szaleńcami”.
Piccolomini i Burton są tu poprzednikami dzisiejszych psychologów wysnuwających wnioski o umyśle ludzkim z doświadczeń na szczurach, którym każą znajdować drogę w labiryncie, a gdy dotrą one wreszcie do celu, rażą je prądem.
Obłąkanie przypisuje czasem Burton działaniu gwiazd czy demonów, ale czasami wspomina o przyczynach znacznie bardziej przyziemnych:
„Pewien młody kupiec pojechał do Niemiec na jarmark w Nordeling i przez dziesięć dni ani razu nie poszedł na ustęp. Gdy wrócił, był w stanie dotkliwej melancholii. Zdawało mu się, że go obrabowano, i nie dawał się odwieść od przekonania, że postradał wszystkie pieniądze. Przyjaciele podejrzewali, że mu zadano jakiegoś napoju czarodziejskiego, ale medyk Cnelinus, po którego posłali, stwierdził, że przyczyną jest obstrukcja, i zastosował lewatywę. Po niej kupiec szybko wyzdrowiał”.
Warto jednak pamiętać, że lewatywa i puszczanie krwi — ulubione zabiegi ówczesnej medycyny — przyniosły chyba w sumie więcej szkody niż pożytku pacjentom, zwłaszcza tym cierpiącym na choroby umysłowe.
Innej terapii z pewnością wymagała małżonka sędziwego szlachcica z Alzacji, który „ożeniwszy się z młodą niewiastą przez długi czas nie mógł spełniać swych powinności małżeńskich, gdyż cierpiał na różne choroby. Żona wskutek braku uciech Wenery dostała straszliwego szału i słowami, spojrzeniami i gestami dawała poznać każdemu, kto ją odwiedzał, że pragnie mieć z nim do czynienia”.
Niewątpliwie najciekawsza jest ta część dzieła Burtona, w której jest mowa o melancholii miłosnej. Szczególnie osobliwa jest historia o Karolu Wielkim, którą autor Anatomii przytacza za jednym z listów łacińskich Petrarki:
„Przez wiele lat pałał on nierozumną miłością do niewiasty podłego stanu, pozbawionej zupełnie wdzięku. Ku wielkiemu smutkowi i oburzeniu świty i przyjaciół nigdy nie miał dość jej towarzystwa. Gdy umarła, obejmował jej zwłoki, jak Apollo krzew wawrzynu, w który zamieniła się Dafne. Kazał, by stale wożono za nim jej trumnę, ozdobioną klejnotami i obficie skrapianą wonnościami. Nad tą trumną wciąż lamentował.
Wreszcie czcigodny biskup podróżujący wraz z dworem cesarskim, litując się nad dolą swego pana i władcy, pomodlił się gorąco do Boga, by wyjawił mu prawdziwą przyczynę i źródło tej szaleńczej namiętności. Zostało mu w końcu objawione, że powód zaślepienia cesarza znajduje się pod językiem nieboszczki. Biskup pospieszył do miejsca, gdzie leżał trup kobiety, i wyjął jej spod języka mały pierścień.
Od tej chwili cesarz nabrał wstrętu do zwłok, natomiast równie szaleńczo pokochał biskupa i nie pozwalał mu oddalać się od siebie ani na krok. Biskup, zauważywszy to, wrzucił pierścień do wielkiego jeziora, nad którym wtedy przebywał cesarz z dworem.
Odtąd Karol zapomniał o swych pozostałych siedzibach i zamieszkał w Akwizgranie. Ponosząc ogromne koszty zbudował tam wielki pałac pośród bagien, a obok niego postawił kościół, w którym go potem pochowano. W tym mieście aż do dzisiaj koronuje się wszystkich jego następców”.
Trudno nie podziwiać przytomności umysłu biskupa. Kto wie, do czego by doszło, gdyby nie wrzucił pierścienia do jeziora?
Burton, który był proboszczem w Oksfordzie, poświęca wiele miejsca melancholii religijnej, o którą oskarża papistów (czyli katolików), Żydów, ateistów i innych wrogów Kościoła anglikańskiego. W utrzymanej w stylu Rabelais'go perorze przeciw teologii scholastycznej Burton wymienia listę absurdalnych kwestii, którymi jego zdaniem zajmują się katoliccy teolodzy. Oto niektóre z nich: „Czy papież jest Bogiem czy prawie Bogiem?”, „Czy Bóg może przybrać postać trzmiela lub dyni, tak jak przybrał postać człowieka?”, „Czy Bóg może stworzyć drugiego Boga na swe podobieństwo?”.
Zapał polemiczny ustępuje miejsca współczuciu, gdy autor, powołując się na nie znane mi bliżej dzieło Boissarda O magii, pisze o Lapończykach:
„To nieszczęsne plemię jest wciąż jeszcze we władaniu szatana. A co najdziwniejsze i najbardziej godne pożałowania, jeśli którykolwiek z jego członków przyjmie chrzest — o co bardzo zabiegają królowie Szwecji — umiera w ciągu siedmiu lub dziewięciu dni. Dlatego nie dają się oni nawrócić na chrześcijaństwo, lecz nadal czczą diabła, który codziennie im się ukazuje podczas bałwochwalczych obrzędów”.
Wśród obecnych w Anatomii melancholii kilku wzmianek o Polsce najciekawsza jest wiadomość, którą autor zaczerpnął od Marcina Kromera:
„Polskie uniwersytety były na ogół marne i wśród Polaków trudno było znaleźć wybitnego filozofa, matematyka, badacza starożytności itd., gdyż ludziom tych profesji nie zapewniano stałych wynagrodzeń lub dochodów. Każdy natomiast oddawał się studiom teologicznym, mając na uwadze jeden tylko cel — uzyskanie intratnego probostwa”.
Te słowa powinny być ostrzeżeniem dla rządu, że skutkiem niedofinansowania szkolnictwa wyższego może być lawinowy wzrost powołań duchownych.
Nadmiar uczonych byłby jednak również niebezpieczny. Burton cytuje rozdział „Dlaczego uczeni tracą rozum częściej niż inni” z książki Jak dbać o zdrowie XV-wiecznego florenckiego platonika i lekarza, Marsilia Ficina:
„Inni doglądają swych narzędzi: malarz myje pędzle, kowal dba o młot, kowadło, kuźnię, rolnik naprawia lemiesz i ostrzy siekierę, jeśli mu się stępi. Sokolnik czy myśliwy szczególnie się troszczy o sokoły, charty, konie itd. Muzyk stroi lutnię. Tylko uczeni zaniedbują narzędzie, którego codziennie używają — swój mózg i swego ducha. A tymczasem narzędzie to, które pozwala im poznawać cały świat, zużywa się od ciągłego studiowania”.
Ale praca naukowa może być też rodzajem psychoterapii. Doświadczył tego sam Burton, który twierdzi, że cierpiał na melancholię, lecz się jej pozbył pracując nad swym dziełem. Za to czytelnik książki niewątpliwie dojdzie do wniosku, że wszyscy naokoło, łącznie z nim samym, są obłąkani.
Mikołaj Szymański
zgłoś uwagę
Przeglądaj encyklopedię
Przeglądaj tabele i zestawienia
Przeglądaj ilustracje i multimedia