Obraz świata w XX wieku
 
Obraz świata w XX wieku
Idea XX wieku
Rozważając najważniejsze idee i prądy myślowe, które kształtowały obraz świata w ubiegłym wieku, poczynić wypada na wstępie kilka zastrzeżeń, bez których uwzględnienia, podjęcie się tego zadania zakrawałoby jeśli nie na szaleństwo to z pewnością na pretensjonalną zuchwałość. Pierwsza dotyczy idei historii. Jak wyraził się kiedyś słynny szwajcarski historyk J. Burckhardt: historią jest to, co jedna epoka uważa za znamienne w innej, przeszłej epoce. Pisząc o wieku XX, zanim jeszcze dobiegł on swego końca, spełniamy raczej funkcję kronikarzy. Historię XX w. napiszą dopiero przyszli historycy — a dokładniej, znów cytując Burckhardta — ich kolejne pokolenia pisać będą własne wersje historii. Historyk, w ramach swych metodologicznych ograniczeń, dążyć może do obiektywizmu; kronikarz jest subiektywnym świadkiem.
W tym samym duchu, przypomnieć wypada, że samo pojęcie XX w. jest tylko symboliczną ideą, wywodzącą się z arbitralnego podziału czasu na stulecia. Gdy mówimy o Odrodzeniu czy Oświeceniu, nie mamy przecież na myśli okresów czasu mierzonych okrągłymi liczbami, lecz epoki charakteryzujące się — naszym zdaniem — pewną szczególną „osobowością”, systemem w miarę spójnych i w miarę dominujących idei i zdarzeń, które nadały im ich osobliwy i możliwy do zidentyfikowania koloryt. Czy wiek XX takie dominujące charakterystyki ujawnia? Zapewne tak, ale są one różne dla różnych komentatorów. Dla wielu z nich, masowe rzezie dwu wojen światowych, zbrodnia Holokaustu i narodziny dwu europejskich systemów totalitarnych w tak wielkiej mierze zdominowały wiek XX, że — zdaniem wielu — było to stulecie trwające zaledwie 75 lat. Rozpoczęło się w 1914 wybuchem I wojny światowej zaś zakończyło wraz z upadkiem komunizmu w 1989. Podobnego zdania jest brytyjski historyk Eric Hobsbawm, który swą decyzję przyłączenia się do partii komunistycznej uzasadniał po latach mówiąc, że dokonał tego wyboru „bowiem był to okres, w którym, rzec można, masowy mord i masowe cierpienie miały charakter absolutnie uniwersalny, a zatem szansa, że z cierpienia tego narodzi się nowy świat była wciąż godna wsparcia”. Francuski filozof Philippe Lacoue-Labarthe posuwa się dalej twierdząc, że „wszyscy wielcy ludzie tego wieku, a w szczególności Heidegger i Sartre, ulegli wielkiemu oszustwu bądź Hitlera, bądź Stalina. Ich zdolność do poddania się temu oszustwu stanowiła zasadniczy aspekt ich wielkości, ponieważ wszyscy oni oczekiwali „erupcji” nowego świata.
Wiek XX widziany przez pryzmat komór gazowych Oświęcimia, stalinowskich czystek, atomowej eksplozji nad Hiroszimą i ludobójstwa Pol Pota, zdaje się przekazywać potomności tę tylko lekcję, że ludzkość obciążona jest pierworodnym grzechem, od którego nie ma odkupienia. Jest to, w mym przekonaniu, wizja zbyt pesymistyczna. A nawet, w pewnym sensie, wewnętrznie sprzeczna, bowiem wbrew okrucieństwom ubiegłego wieku, jest jednak wyrazem naszej głębokiej, moralnej wrażliwości. Przeciwstawić jej można nieporównanie bardziej optymistyczną ideę XX w. jako stulecia, które po katastrofach swej pierwszej połowy, stało się epoką triumfu demokracji, bezprecedensowego upowszechnienia praw człowieka i nieznanego wcześniej materialnego dobrobytu, przynajmniej w znacznej części naszego globu. Komentatorzy młodszego pokolenia są też mniej pesymistyczni w swych ocenach. Dla urodzonego w 1952 Francisa Fukuyamy, autora książki Ostatni człowiek (1997), koniec historii za jaki symbolicznie uważa on upadek sowieckiego komunizmu nie jest bynajmniej rzeczą złą. Polega on na zwycięstwie idei liberalnej demokracji poprzez „empiryczne” wyczerpanie innych opcji opartych na „wielkich ideach”.
Aby nadać naszemu przeglądowi idei XX w. nieco równowagi, poszukać można innych niż wojny i polityczne przewroty symbolicznych zdarzeń, które stanowić mogą jego cezurę. Około roku 1900 miało miejsce kilka takich wydarzeń: 22 stycznia 1901 zmarła brytyjska Królowa Wiktoria, której imię związane jest z „epoką wiktoriańską,” jedną z najbardziej charakterystycznych kulturowych formacji XIX stulecia; w 1899 ukazała się praca S. Freuda Objaśnianie marzeń sennych; 25 stycznia 1900 zmarł, cierpiący od lat na psychiczną chorobę, F. Nietzsche, którego idee rzucą długi cień na wiek XX; w 1900 wreszcie niemiecki fizyk M.K.E. Planck ogłosił artykuł, w którym po raz pierwszy została sformułowana koncepcja kwantów energii. Symboliczny sens każdego z tych wydarzeń był inny, choć każde z nich może być przywołane w opowieści o tym, jak ludzkość pozostawiła za sobą wiek XIX. A za stosowną zapowiedź tego, co w XXI w. nas czeka, uznać można wstępne rozszyfrowanie w roku 2000 ludzkiego kodu genetycznego.
Jest to opowieść, która w przyszłości zapełni grube tomy. Dla potrzeb tego krótkiego eseju dokonać musimy ograniczających wyborów. Będzie nas interesować przemiana, która zaszła w naszym obrazie fizycznego świata, a w związku z tym w spojrzeniu na naturę i kondycję ludzką, włączając w to kondycję poznawczą. Będzie to więc próba spojrzenia na „kosmos zewnętrzny” — skonstruowany w XX w. nowy obraz świata i na „kosmos wewnętrzny” — wyobrażenia o istocie człowieka, będącego jego malarzem.
Od mechanicznego determinizmu do teorii wszystkiego
Kiedy dobiegał końca wiek XIX niemal powszechne było wśród uczonych przekonanie, że fizyczny świat, przynajmniej w swych generalnych zarysach, został poznany. Oczyszczona z teologicznych elementów, mechanistyczna, newtonowska wizja świata była czymś więcej niż jedną z teorii fizyki; była filozoficznym systemem kosmologicznym o uniwersalnym zasięgu, systemem koncepcyjnym, którego funkcję trafnie opisuje zaproponowane przez filozofa nauki Th.S. Kuhna w 1962 pojęcie paradygmatu. Wszechświat był uważany za wieczny i nieskończony, zbudowany z oddziaływującej ze sobą, zgodnie ze znanymi prawami dynamiki, materii. Jego zachowanie było zdeterminowane przez owe prawa i naukowe wyjaśnienie wszelkich występujących w nim zjawisk, nie wyłączając zjawisk psychologicznych i procesów społecznych, możliwe było, w przekonaniu wielu, poprzez dedukcję z praw fizyki. Jeśli nie przez bezpośrednią dedukcję, to przez naśladowanie jej metod.
W tym klimacie myślowym powstały idee, które miały wywrzeć decydujący wpływ na dwudziestowieczne wyobrażenia o ludzkiej naturze i kondycji, z których trzy zasługują na szczególną uwagę: materializm dialektyczny K. Marksa i F. Engelsa, teoria ewolucji Ch.R. Darwina i psychoanaliza S. Freuda. Powrócimy do nich za chwilę.
Z przekonaniem, że świat jest wielką, rządzoną prawami mechaniki, maszyną nie wszyscy jednak się godzili. Istotnym prądem myślowym XIX w., którego konsekwencje pozostały doniosłe w XX w., był bowiem romantyzm z jego buntem przeciwko hegemonii mechanistycznej wizji świata. Romantycy, w odróżnieniu od pozytywistów, podkreślali emocjonalny aspekt ludzkiej natury, rolę wyobraźni w procesie poznania i duchową wolność jednostki. Intelektualna historia XX w. była w dużej mierze konfrontacją tych dwóch stanowisk.
Rewolucja w fizyce została zapoczątkowana przez M.K.E. Plancka i A. Einsteina. W tym miejscu ograniczymy się jedynie do jej filozoficznych i metodologicznych konsekwencji. Jej istota sprowadziła się do odkrycia, iż newtonowskie prawa klasycznej fizyki nie opisują wiernie zjawisk zachodzących w mikroskopowej skali atomów i cząstek elementarnych, ani też w kosmicznej skali przestrzeni i czasu. W owej kosmicznej skali wizję I. Newtona zastąpiły szczególna i ogólna teoria względności A. Einsteina i z nich wywodzi się współczesna wizja Wszechświata, który miał swój początek w Wielkim Wybuchu, jest skończony i nieprzerwanie się rozszerza. Teoria kwantów, z kolei, opisuje świat mikroskopowych zjawisk, charakteryzujących się intuicyjnie trudnym do wyobrażenia dualizmem korpuskularno-falowym i w którym nie obowiązuje determinizm, a zatem dokładny przebieg zdarzeń jest nieprzewidywalny. Niezależnie od indeterminizmu kwantowego, teoria chaosu — której początkiem były pionierskie prace francuskiego matematyka H. Poincaré'go w końcu XIX w., zaś dalszy rozwój zasługą, między innymi E. Lorenza i B.B. Mandelbrota w latach 60. i 70. — wskazała na fakt, iż nawet w niektórych systemach podlegających deterministycznym prawom klasycznej fizyki, przyszłość jest niemożliwa do przewidzenia.
Pod koniec XX w. wciąż żywa była wśród fizyków nadzieja, że marzenie A. Einsteina o sformułowaniu tego, co nazywał on „jednolitą teorią pola” jest w zasięgu ich możliwości. Poszukiwania nowej „Teorii Wszystkiego”, która w kompletny i spójny sposób opisywałaby całość fizycznych zjawisk, trwa nadal, a jednym z poważnych kandydatów do tej roli jest teoria superstrun.
Granice poznania
Nowe teorie fizyki nie miały tak bezpośredniego i dominującego wpływu na nauki społeczne i behawioralne jak niegdyś mechanistyczny model świata fizyki klasycznej. Konieczna dla ich zrozumienia znajomość zaawansowanych metod matematycznych oraz sprzeczne z intuicją konsekwencje sprawiły w efekcie, że w XX w. wytworzył się głęboki rozziew pomiędzy naukami humanistycznymi i przyrodniczymi, o którym pisał w swym słynnym, ogłoszonym w 1959 eseju Dwie kultury brytyjski fizyk i pisarz C.P. Snow. Miały one jednak znaczny wpływ na filozofię, w szczególności na epistemologię.
Zmierzch klasycznej fizyki, przez ponad dwieście lat uważanej za najwyższy triumf ludzkiego rozumu, zachwiać musiał wiarę w skuteczność metody naukowej. Jednym z możliwych remediów wydawało się niektórym filozofom jej dalsze uściślenie i takie zadanie postawili sobie neopozytywiści z tak zwanego Koła Wiedeńskiego (m. in. M. Schlick, R. Carnap, O. Neurath). Zmierzali oni do stworzenia logicznego języka nauki, w którym wypowiadane „prawdy” byłyby albo stwierdzeniem empirycznych faktów, albo ich ścisłą, logiczną konsekwencją. Jednym z najwybitniejszych myślicieli związanych z Kołem Wiedeńskim był L. Wittgenstein. W swym dziele zatytułowanym Tractatus Logico-Philosophicus, (1921) głosił, iż możliwy jest izomorfizm pomiędzy obiektami rzeczywistego świata a ich lingwistyczną reprezentacją. W kolejnej pracy (Dociekania filozoficzne) wyraził jednak radykalnie odmienny pogląd, twierdząc, że język ludzki nie jest stabilnym, ponadczasowym systemem reprezentacji lecz kruchą i zmienną „formą życia”. Używając go angażujemy się najrozmaitsze „gry językowe”, z których każda rządzi się innymi prawami i których skuteczna izolacja nie jest możliwa.
W dziedzinie filozofii nauki program neopozytywistyczny uległ załamaniu. Idee Wittgensteina wywarły jednak wpływ, między innymi na T.h S. Kuhna, który w swej ogłoszonej w 1962 książce Struktura rewolucji naukowych dowodził, że wszelkie naukowe koncepcje zawierają niesprawdzalne, metafizyczne elementy, a jedynym kryterium „prawdziwości” jest ich zgodność z obowiązującym w danym momencie „paradygmatem”. Nauka w swym rozwoju przechodzi jego zdaniem przez okresy „normalnej nauki”, polegającej na wypełnianiu szczegółów w ramach zaakceptowanego paradygmatu i zawartego w nim generalnego obrazu świata oraz okresy „rewolucji naukowych”, kiedy stare paradygmaty odrzucane są w całości i zastępowane nowymi. Ten ostatni proces nie podlegał, w jego przekonaniu, racjonalnym prawom logiki, lecz był raczej kaprysem zbiorowej świadomości społeczności uczonych.
Jeszcze wcześniej, bo w 1935, w swym ogłoszonym w Wiedniu dziele Logika odkrycia naukowego K.R. Popper sformułował własną teorię nauki, w myśl której ustalenie ostatecznej prawdy nie jest w nauce możliwe i nie powinno być jej celem. Nie można bowiem udowodnić z niezbitą pewnością prawdziwości jakiejkolwiek teorii, można natomiast ustalić jej niezgodność z rzeczywistością czyli ją „sfalsyfikować”. Właśnie usiłowanie sfalsyfikowania istniejących teorii powinno być celem prawdziwego uczonego.
Wśród filozofów nauki brak zgodności co do statusu naukowych teorii i właściwej „metody naukowej”. Pojawił się też radykalny w swym relatywizmie prąd myślowy zwany postmodernizmem, który odwołując się do F.W.Nietzschego, M. Heideggera, a także Th.S. Kuhna, głosi, między innymi, iż jedyną, dostępną nam bezpośrednio rzeczywistością jest nasz język, który — jako, że obarczony jest „semantyczną niestabilnością” — nie jest narzędziem opisu prawdy, lecz raczej barierą, która nas od niej nieodwołalnie oddziela.
Marks, Freud i Darwin
Koncepcje postmodernistów — takich jak J. Derrida, M. Foucault czy J.-F. Lyotard — zdobyły sobie przyczółek wśród intelektualnej elity, szczególnie na amerykańskich uniwersytetach. Ich wpływ na popularne wyobrażenia o świecie i ludzkiej kondycji pozostaje jednak ograniczony. Myślicielami, którzy poprzez cały XX w. wywierali znacznie większy wpływ na opinię publiczną w tych kwestiach, byli K. Marks (1818–1883), S. Freud (1856–1939) i Ch.R. Darwin (1809–1882). Każdy z nich zaproponował odmienną koncepcję ludzkiej natury. W przekonaniu Marksa ludzka kultura i osobowość zdeterminowane były przez „całokształt stosunków społeczno-ekonomicznych”, a zatem podzielał on bardzo rozpowszechniony wśród wcześniejszych filozofów pogląd, spopularyzowany w szczególności przez D. Hume'a, iż człowiek przychodząc na świat stanowi tabula rasa — czystą kartę. Hume, jak przedtem Tomasz z Akwinu, przekonany był, że ludzka osobowość skonstruowana zostaje poprzez interpretację wrażeń zmysłowych. Zdaniem Marksa o interpretacji tej, a więc także o ostatecznym kształcie ludzkiej osobowości, decydował panujący system stosunków ekonomicznych, będący „bazą” ludzkiej egzystencji, na której — jako „nadbudowa” — skonstruowana jest kultura.
W skali „makrospołecznej” uniwersalistyczna, marksowska wizja ewolucji ludzkości także była deterministyczna i głosiła, że drogą gwałtownych, rewolucyjnych przemian ludzkość kroczy poprzez system niewolniczy, feudalizm i kapitalizm do doskonalszej formacji społecznej — socjalizmu i bezklasowego społeczeństwa komunistycznego. Idee Marksa, choć pozbawione wewnętrznej logicznej spójności i chybione w projekcjach przyszłości, zawierały wiele wnikliwych obserwacji społecznej rzeczywistości jego epoki i wywarły ogromny wpływ na historię XX w. Donioślejsze konsekwencje niż głoszone przez niego koncepcje miał jego postulat „intelektualnego aktywizmu politycznego” sformułowany w 1845 (Tezy o Feuerbachu. Słynna 11. teza, wyryta na jego londyńskim grobowcu głosiła, iż „filozofowie dotychczas jedynie interpretowali rzeczywistość; chodzi o to by ją zmienić”.
Polityczne skutki tych prób radykalnej zmiany są dobrze znane i brak tu miejsca, by się nad nimi rozwodzić. Choć zainspirowany przez niego komunistyczny eksperyment dobiegł w XX w. niesławnego końca, w życiu intelektualnym owa teza o nadrzędności politycznego aktywizmu nad „interpretacją” czyli bezinteresownym dochodzeniem prawdy, jest wciąż rozpowszechnionym przedmiotem wiary. Wiara ta była po części przyczyną, dla której, jak twierdził cytowany na wstępie Lacue-Labarthe, tak wielu dwudziestowiecznych myślicieli było podatnych na polityczne „zaczadzenie”.
Być może na ludzką samoświadomość w XX w. większy wpływ niż K. Marks wywarł S. Freud. Powszechnie znany jako „odkrywca podświadomości”, pozostawił po sobie bogatą — i w znacznej mierze kontrowersyjną dziś — spuściznę, obejmującą trzy wzajemnie ze sobą powiązane dziedziny: kliniczną metodę psychoanalityczną, ogólną teorię osobowości oraz teorię kultury i religii. Miały one zresztą wspólną podstawę. Zdaniem Freuda wszystkie świadome i celowe działania ludzkie podlegają nieprzerwanie wpływowi podświadomych uczuć, popędów i pragnień. Separacja podświadomości i świadomości następuje w okresie dzieciństwa. Z powodu długiego okresu całkowitej zależności dziecka od jego opiekunów, niektóre z jego uczuć (miłość, nienawiść, zazdrość) pozostają niezaspokojone i usunięte ze świadomości. Te myśli i emocje, które uległy — jak nazywa to Freud — represji, nadal egzystują w podświadomości, pojawiając się w symbolicznej formie w snach, przejęzyczeniach, żartach i życiu uczuciowym. Mogą one niekiedy przybrać formę neurotycznych symptomów wymagających wydobycia ich na poziom świadomości poprzez „analizę”.
Podobnie jak K. Marks, S. Freud był wyznawcą determinizmu i wierzył, że w zasadzie wszystkie procesy życiowe można będzie ostatecznie opisać i wyjaśnić w kategoriach fizyki i chemii. Ambicją K. Marksa było stworzenie naukowej teorii społeczeństwa i jego historii, a Freud żywił podobne aspiracje w odniesieniu do nauk psychologicznych. Obie te próby zakończyły się jednak niepowodzeniem i wielu psychologów, wśród nich F. Sulloway uważa, iż „niemal wszystkie istotne koncepcje Freuda były błędne”. Nie umniejsza to jednak jego historycznej roli w rozwoju naukowej koncepcji ludzkiej osobowości.
Ch.R. Darwin był dzieckiem tej samej epoki co K. Marks i S. Freud. Koncepcje wszystkich trzech myślicieli podkreślały znaczenie konfliktu i walki jako motoru zmiany. Dla K. Marksa był to konflikt klas społecznych o radykalnie sprzecznych interesach; w oczach S. Freuda jednostka ludzka egzystowała w konflikcie z własną podświadomością, a niekiedy z kulturowymi autorytetami; według Ch.R. Darwina cała historia życia na Ziemi była historią zmagań ze środowiskiem, z którego zwycięsko wychodziły organizmy najlepiej przystosowane. Naprawdę rewolucyjnym elementem darwinowskiej teorii ewolucji — głoszącej, że wszystkie populacje żywych organizmów wykazują indywidualne zróżnicowanie, że więcej ich może się narodzić niż przeżyć i doczekać się potomstwa oraz że, w efekcie, większą szansę na rozmnożenie się mają indywidua obdarzone przez naturę cechami dającymi im adaptacyjną przewagę nad innymi — było konsekwentne odrzucenie przez niego koncepcji celowości procesu biologicznych przemian. Biologiczna ewolucja nie była ani procesem „uczenia się”, ani nie zmierzała do z góry zaplanowanego celu. Była grą ślepych sił natury.
Darwin, w większym jeszcze stopniu niż S. Freud, przyczynił się do rozwoju wizji człowieka jako integralnej części natury: oto jeszcze jeden, choć może dość szczególny, gatunek. Jego wpływ na antropologię i psychologię był powolny i dopiero pod koniec XX w. rosnącą popularność wśród uczonych i laików zdobywać sobie zaczęły, oparte na jego koncepcji, idee psychologii ewolucyjnej, o której za chwilę powiemy nieco więcej.
Synteza ewolucji i genetyki
W naukach biologicznych wiek XX był stuleciem genetyki. Około 1900 trzech badaczy dziedziczności (m. in. twórca teorii mutacji H. de Vries) niezależnie od siebie odkryło, że zaproponowanych przez nich koncepcja „jednostek dziedziczenia” sformułowana została już w latach 60. XIX w. w zapomnianych pracach czeskiego mnicha G.J. Mendla. Minęło jednak jeszcze około 30 lat zanim, głównie za sprawą brytyjskich biologów R.A. Fishera i J.B.S. Haldane'a oraz Amerykanina S. Wrighta, dokonana została synteza genetyki z teorią ewolucji. W 1931 po raz pierwszy „czynnik” dziedziczenia Mendla nazwany został genem. Dalsze badania pozwoliły ustalić, że siedliskiem genów zbudowanych z DNA, są znajdujące się w jądrze komórkowym chromosomy. W 1953, prowadzący badania w Cavendish Laboratory w Cambridge J.D. Watson i F.H.C. Crick odkryli, iż DNA posiada strukturę podwójnej spirali (helisy) i wyjaśnili molekularny mechanizm jego replikacji.
W latach 60. kilku badaczy w Anglii i w Stanach Zjednoczonych — między innymi zmarły w marcu 2000 brytyjski biolog W. Hamilton, Amerykanie — R. Trivers i G. Williams oraz inny Brytyjczyk — J. Maynard Smith — podjęli prace nad innego rodzaju syntezą odległych dotąd od siebie dyscyplin naukowych. Ich celem było, jak głosił tytuł ogłoszonego przez Hamiltona w 1964 artykułu, opracowanie teorii „genetycznej ewolucji zachowania społecznego”. Z badań tych narodziła się nowa, kontrowersyjna w owym czasie, dyscyplina badawcza, którą E.O. Wilson, w swej słynnej książce opublikowanej w 1975, ochrzcił mianem socjobiologii. Nowa dyscyplina stała się przedmiotem zażartej, publicznej kontrowersji, która uległa po kilkunastu latach znacznemu złagodzeniu, kiedy przedstawiono socjobiologię w zmodyfikowanej wersji, znanej dziś jako psychologia ewolucyjna.
Psychologia ewolucyjna, do której rozwoju wielki wkład wnieśli L. Cosmides, J. Tooby, M. Wilson, M. Daly i D. Buss, proponuje nową koncepcję ludzkiej natury odrzucającą wcześniejsze koncepcje „czystej karty” oraz „kulturowego determinizmu”. Postuluje ona, iż w chwili narodzin, umysł ludzki jest jak gdyby naświetloną lecz nie wywołaną płytą fotograficzną, a osobowość jednostki, która przybiera swą ostateczną formę pod wpływem wychowania i środowiska, jest jednak w dużej mierze biologicznie zdeterminowana. Mechanizmy psychologiczne charakterystyczne dla ludzkiego umysłu uformowane zostały, zdaniem ewolucyjnych psychologów, we wczesnym okresie ewolucji naszego gatunku i stanowią adaptację do warunków środowiskowych, w których żyli nasi przodkowie w epoki plejstocenu.
Maszyny, Wiara i Rozum
Idea „ludzkiej natury” pozostaje jednym z najbardziej kontrowersyjnych zagadnień naukowych sporów, w których uczestniczą także adepci nowoczesnej technologii informacyjnej. Niewątpliwie najważniejszym technicznym wynalazkiem XX w. był komputer, którego powstanie umożliwiło skonstruowanie w 1947 przez J. Bardeena, W.B. Shockleya i W.H. Brattaina tranzystora. Nieprzerwany wzrost mocy i operacyjnej szybkości komputerów sprawił, że w przekonaniu wielu specjalistów w dziedzinie informatyki i sztucznej inteligencji, bliski jest moment, kiedy ich zdolność przetwarzania informacji dorówna i przekroczy zdolność ludzkiego mózgu. Rozważania na temat „ludzkiej natury” przestały więc stanowić abstrakcyjny, filozoficzny przedmiot i stały się także domeną zainteresowania inżynierów. Trudno się dziwić, że reprezentowana przez nich perspektywa w kwestii naturalnej i sztucznej inteligencji jest mechanistyczna.
Ekspert w dziedzinie technologii robotów z Carnegie Mellon University H. Moravec i konstruktor aparatu do czytania dla niewidomych R. Kurzweil są autorami wydanych w ostatnich latach futurologicznych dzieł przewidujących opanowanie świata przez istoty o sztucznej inteligencji. Obaj autorzy uważają, że maszyny dościgną pod względem umysłowym ludzi w ciągu najbliższych dwudziestu lat. Obaj też zdają się być przekonani, że takie ludzkie atrybuty jak świadomość, uczucia czy duchowość są jedynie nieuniknionymi konsekwencjami złożoności naszego mózgu, który traktują jako instrument służący do gromadzenia i przetwarzania informacji. Każdy zatem układ informatyczny o podobnej złożoności obdarzony będzie, według nich, tymi samymi atrybutami.
Konsensus w tych kwestiach nie zostanie zapewne osiągnięty w dającej się przewidzieć przyszłości. Trudno w ogóle, jak pisze S. Lem, przewidzieć kształt przyszłości w jakiejkolwiek dziedzinie. Czy nauka, na przykład, zdoła odzyskać swą utraconą jedność? E.O. Wilson w książce Consilience: the Unity of Knowledge, twierdzi, że tak. Jego zdaniem wszystkie dziedziny wiedzy ludzkiej — nie wyłączając wiedzy o sztuce i sprawach ducha — zostaną ostatecznie wyjaśnione „redukcyjnie” jako konsekwencje ludzkiej, biologicznej kondycji. Jednym jednak z głównych wyzwań dla tak ambitnych zamysłów „naukowych redukcjonistów” pozostanie domena religii, która nigdzie — poza może Zachodnią Europą — nie wykazuje zmierzchowych tendencji. Być może wielką debatą XXI w. będzie właśnie dialog Wiary z Rozumem.
Krzysztof Szymborski
zgłoś uwagę
Przeglądaj encyklopedię
Przeglądaj tabele i zestawienia
Przeglądaj ilustracje i multimedia