Listy
 
Listy.
Niedawno przeglądając stare papiery trafiłem na list, który dostałem dwadzieścia kilka lat
„Wielmożny Panie Dobrodzieju!
Dowiedziawszy się od wspólnych przyjaciół o ślubnym związku, jaki zawarł Pan kilka dni temu, mam honor winszując Mu zapewnić Go, iż czyli to dawniej byłeś Pan wdowcem, czyli teraz jesteś żonatym, zawsze mi będziesz miłym.
Wiem doskonale, że gdybyś Pan ubiegał się szczególnie za majątkiem, znalazłbyś dla siebie najbogatszą partię, lecz nie znalazłbyś więcej cnoty, więcej rozumu, więcej słodyczy i więcej przywiązania, jak w tym wyborze, którego dokonałeś. Teraz więc, Drogi Przyjacielu, teraz możesz nazwać się prawdziwie szczęśliwym, gdyż znalazłszy żonę cnotliwą, żyć będziesz, najsłodszej z nią spokojności kosztując”.
Gdy patrzę na datę tego listu, mam powody przypuszczać, że byłem dosyć zdziwiony, kiedy go po raz pierwszy czytałem. Mogłem się co prawda spodziewać powinszowań — miałem tego dnia imieniny — ale jako piętnastolatek nie myślałem jeszcze o małżeństwie, a tym bardziej nie mogłem uchodzić za byłego wdowca. Nadawca, bibliofil, znawca XIX wieku i amator uczonych żartów, Ludwik Kasiński najwyraźniej przewidywał moje zaskoczenie, bo dodał: „P.S. Życzenia może trochę nie a propos, ale liczy się tylko intencja”. Jak się okazało, list pochodził z wydanego w 1835 r. zbioru Sekretarz doskonały. Xiążka podręczna zawierająca wybór wzorowych listów we wszelkich stosunkach i okolicznościach życia.
W tamtych czasach wychodziło wiele podobnych kompendiów. Tuwim w drukowanej w „Problemach” rubryce „Cicer cum caule” cytuje z wielokrotnie wznawianego w XVIII i XIX wieku dzieła Wzory biletów, listów i memoriałów w różnych materiałach wzór bileciku, jaki należy dołączyć wysyłając komuś pasztet z dzika, oraz listu wyrażającego rozpacz z powodu zjedzenia przez mole futra z soboli.
Mniej fantazji w doborze tematów widać w przypisywanym Proklosowi, neoplatońskiemu filozofowi z V wieku po Chrystusie, traktacie O stylu epistolarnym. Przedstawiając przykłady listów różnego rodzaju autor kieruje się nie tyle potrzebami czytelnika, co chęcią usystematyzowania tej dziedziny twórczości. Oto jak jego zdaniem wygląda typowy list miłosny:
„Kocham, kocham, na Temidę, twą piękną i uroczą postać, i nie wstydzę się, że kocham, gdyż nikogo nie hańbi miłość do tego, co piękne. A jeśli nawet ktoś by mnie zganił za to, że w ogóle kocham, to musiałby mnie z drugiej strony pochwalić, że pragnę pięknej dziewczyny”.
Choć uczeni mają wątpliwości, czy autorem traktatu jest rzeczywiście Proklos, widać, że list ten pisał raczej filozof, niż człowiek zakochany. Te dwa zdania nie zasługują bardziej na nazwę listu miłosnego niż rzekomy list Klary do Wacława, pisany z wielkim mozołem przez Cześnika przy pomocy Dyndalskiego.
Dla kontrastu przeczytajmy bardziej udany literacki list miłosny, którego autorem jest Flawiusz Filostrat, pisarz z przełomu II i III wieku:
„Rzeczywiście róże to kwiaty Erosa: tak jak i on, mają w sobie młodość i świeżość, a ich główki świecą złotym blaskiem. Również pod innymi względami są do niego podobne. Zamiast strzał Erosa mają kolce, zamiast jego pochodni ognistą czerwień, a listki im służą za skrzydła. I Erosowi, i różom obce jest pojęcie czasu, gdyż bóg Chronos to wróg rozwiniętej urody i rozkwitłej róży. Widziałem w Rzymie biegnących młodzieńców z kwiatami. Szybkość ich biegu kazała widzowi myśleć o tym, jak niepewna jest chwila rozkwitu, pouczając go, by korzystał z życia. Jeśli szybko chwycisz róże, nacieszysz się ich trwaniem; jeśli będziesz zwlekać, okaże się, że już ich nie ma. Również i kobieta więdnie wraz z różami, jeśli jest zbyt opieszała. Nie zwlekaj więc, moja piękna. Bawmy się razem, uwieńczmy się różami i razem biegnijmy”.
Filostrat wspomina tu chyba o Floraliach, przypadających 2 maja rzymskim święcie, podczas którego panowała zupełna swoboda obyczajowa. Nawiązuje do tego Owidiusz w Kalendarzu rzymskim:
„Czemu tłum heter w święcie Flory uczestniczy?
Powód ich obecności nie jest tajemniczy:
Flora pannami z plebsu nie gardzi, nie zrzędzi,
Pozwala im brać udział w dorocznym obrzędzie,
Każe korzystać z życia, dopókiśmy ładni.
W pogardzie będą kolce, gdy róża opadnie!”
Warto tu wspomnieć przy okazji o popularnej niegdyś odmianie listu literackiego, o listach heter.
Oto przykład z Listów moralnych, wiejskich i miłosnych Teofilakta Symokatty (VII w.) w przekładzie Jana Parandowskiego:
„Oczerniasz mnie i ośmieszasz przed kochankami szydząc z mego obwisłego brzucha i obrzmiałego ciała, sama zaś [...] niedonoszone płody z siebie wydalasz, zbrodniarko, i łatwiejsze jest dla ciebie poronienie od porodu. Gwałtownymi truciznami dusisz w swym brzuchu to, co miałoby się urodzić [...]. U nas rodzenie, a nie ronienie świadczy o miłości człowieka”.
Jak widać, nawet wehikuł czasu nie pozwoliłby nam uciec od sporów o aborcję. Wróćmy jednak do traktatu Proklosa czy też pseudo-Proklosa. Oto list, który autor klasyfikuje jako pouczający:
„Nie sądź, że moc Boska jest przyczyną nieszczęść, które cię spotkały. Bóstwo jest bowiem wolne od wszelkiego zła. Przecież ta istota, która każe innym unikać tego, co złe, nie może sama komukolwiek wyrządzać krzywdy”.
Tu znowu filozofia bierze górę nad zmysłem praktycznym. Mało komu dodałyby otuchy w nieszczęściu takie rozważania teologiczne. Dużo bardziej się udał autorowi traktatu list obelżywy:
„Gdybyś był porządnym człowiekiem, miałbyś wielu prawdziwych przyjaciół, a ponieważ jesteś podły, nic dziwnego, że nikt się z tobą nie przyjaźni. Każdy rozsądny człowiek stara się przecież unikać łajdaków”.
Ten list brzmi tak naturalnie i przekonująco, że obawiam się, iż niektórzy czytelnicy wytną go z „Magazynu” i wyślą bez podpisu nielubianym znajomym. W końcu to łatwiejsze niż wycinanie z gazety literki po literce, jak to zazwyczaj robią autorzy anonimów. Rzecz jasna, stanowczo odradzam takie postępowanie i nie biorę odpowiedzialności za jego skutki. Natomiast mogę z czystym sumieniem polecić formułę, która pozwoli nam uprzejmie odmówić znajomym natarczywie proszącym o jakąś przysługę. Napiszmy im to samo, co napisał do kogoś Synezjusz z Cyreny, biskup, mówca i filozof z przełomu IV i V wieku:
„Nie proś o zbyt wiele, bo zajdzie jedno z dwojga: albo to uzyskasz i mnie będzie przykro, albo tego nie uzyskasz i tobie będzie przykro”.
W tym wypadku inaczej niż do tej pory mamy najprawdopodobniej do czynienia z autentycznym listem, rzeczywiście wysłanym do adresata. Pochodzi on z zachowanego zbioru 156 listów Synezjusza, który podobno jest wyborem ze znacznie obszerniejszego, zaginionego zbioru.
Odróżniając listy literackie od prawdziwych, powinniśmy się jednak zastanowić, czy możemy w pełni do tej drugiej kategorii zaliczyć listy pisarzy, którzy pisząc je do znajomych, myślą z góry o tym, że zostaną one opublikowane, pieczołowicie zachowują ich kopie i porządkują swoją korespondencję, aby ułatwić pracę edytorom. Wiemy, że tak robił Cycero, i możemy być pewni, że postępuje tak wielu dzisiejszych literatów. Nie należy im się dziwić i podśmiewać się z ich próżności. Napisanie porządnego listu wymaga nie mniejszego kunsztu i nakładu sił niż ułożenie wiersza lub opowiadania. Trudno wymagać od pisarza, by godził się, żeby taki wysiłek szedł na marne. Ten problem znajduje zabawne odbicie w felietonie Słonimskiego. Przytacza on listy, które rzekomo dostał od przyjaciół z Paryża. Najkrótszym z nich jest list od autora Listów do Pani Z.:
„Drogi Antoni! Napisałem nawet spory list, ale po namyśle wysłałem go do Pani Z. Jakoś to przyjemniej, bo Ty i tak przeczytasz, a mnie zapłacą. Kazimierz Brandys”.
Mikołaj Szymański
zgłoś uwagę
Przeglądaj encyklopedię
Przeglądaj tabele i zestawienia
Przeglądaj ilustracje i multimedia