Kalendarz
 
Kalendarz
W Anglii do dziś cieszą się wielką popularnością pisane w latach 1875–96 opery komiczne Williama Gilberta (słowa) i Arthura Sullivana (muzyka). W roku 1880 odbyło się pierwsze przedstawienie opery Piraci z Penzance, czyli niewolnik obowiązku. Głównym bohaterem utworu jest młodzieniec imieniem Fryderyk. Gdy był on małym chłopcem, ojciec kazał go przyuczyć do zawodu pilota holowników. Mająca kłopoty ze słuchem piastunka zrozumiała, że chłopiec ma zostać nie pilotem, lecz piratem i powierzyła go hersztowi bandy napadającej na statki u wybrzeży Kornwalii. Na mocy zawartej wtedy umowy, Fryderyk miał się kształcić u piratów aż do dwudziestych pierwszych urodzin, od tego zaś dnia mógł sam decydować o swoim losie.
Opera zaczyna się w chwili, gdy Fryderyk kończy 21 lat. Do tej pory wykonywał on sumiennie obowiązki pirata, ale od dawna cieszył się z perspektywy rozpoczęcia uczciwego życia. Ostatnio zerwanie z dotychczasową profesją stało się dla niego tym ważniejsze, że zakochał się w Mabel, córce generała dowodzącego miejscową policją. Dziewczyna odwzajemnia jego uczucia, ale szczęście kochanków natrafia nagle na przeszkodę. Piraci wykryli, że Fryderyk urodził się 29 lutego. Znaczy to, że mimo że przeżył już 21 lat, jego dwudzieste pierwsze urodziny są jeszcze bardzo odległe. Fryderyk musi wrócić do bandy.
Wzruszająca jest scena jego pożegnania z Mabel. „Niewolnik obowiązku” oświadcza ukochanej, że wróci do niej, gdy upłynie określony w umowie termin — w roku 1940.
— Ten czas wydaje się taki odległy! — zauważa z westchnieniem Mabel.
Warto tu wspomnieć, że w roku 1940, mimo mało sprzyjających okoliczności, brytyjscy miłośnicy Gilberta i Sullivana urządzili uroczyste obchody dwudziestych pierwszych urodzin Fryderyka.
Trudno nie współczuć młodzieńcowi zmuszonemu do powrotu na drogę przestępstwa. Gdyby jednak znał on lepiej dzieje kalendarza, mógłby zastosować fortel, który by go skutecznie obronił przed kruczkiem prawnym wymyślonym przez piratów. Otóż z historycznego punktu widzenia dodatkowym dniem w roku przestępnym nie jest 29, lecz 24 lutego. Jeszcze przed reformą kalendarza wprowadzoną w roku 46 przed Chrystusem przez Juliusza Cezara, w czasach, gdy w latach przestępnych powiększano rok nie o jeden dzień, lecz o cały miesiąc, miesiąc ten (który nosił nazwę Mercedonius) dodawano po 23 lutego, a po jego zakończeniu trwał dalej luty. Gdy Cezar, a właściwie wynajęty przez niego astronom grecki Sosigenes, nadał kalendarzowi postać bliską dzisiejszej, wprowadził w latach przestępnych dodatkowy dzień — również po 23 lutego. Jeśli przypatrzymy się rozkładowi imienin w dzisiejszych kalendarzach, zobaczymy, że dla Kościoła nadal dniem dodatkowym jest 24 dzień miesiąca: dzień św. Macieja apostoła wypada normalnie 24 lutego, a w latach przestępnych 25; dzień św. Romana — w latach zwykłych 28, a w przestępnych 29 lutego.
Jak wiadomo, obecną postać nadał naszemu kalendarzowi papież Grzegorz XIII, dokonując drobnej modyfikacji kalendarza juliańskiego. Wprowadzając reformę w życie zarządził on, żeby po czwartku, 4 października 1582 roku, nastąpił piątek, 15 października.
Nie wszyscy jednak przyjęli z entuzjazmem to ulepszenie rachuby czasu. W zbiorze Monumenta Poloniae Vaticana można znaleźć napisany w następnym roku po reformie list Cyryla Terleckiego, prawosławnego biskupa pińskiego, do Janusza Zbaraskiego, wojewody bracławskiego. List ten był chyba napisany pierwotnie po polsku, ale zachował się w przekładzie na łacinę, zrobionym na użytek nuncjusza papieskiego.
Terlecki nie przyjmuje do wiadomości nowego kalendarza: „Jako że mieszkamy w środku Litwy, ponad 400 mil od Rzymu, nic o tym nowym kalendarzu nie słyszeliśmy. Zresztą ani on nas nie obchodzi, ani nie chcemy o nim nic wiedzieć”. W dalszym ciągu listu biskupa obojętność ustępuje jednak miejsca oburzeniu. Terleckiego szczególnie szokuje to, że papież każe obchodzić Boże Narodzenie — z punktu widzenia zwolenników starego kalendarza — 15 grudnia.
„Moim zdaniem — pisze — papież rzymski znajduje przyjemność w tym przenoszeniu dat. Robiąc to okazuje, że jest jednym z owych heretyków zwanych chiliastami, którzy wyobrażają sobie, że po dniu Sądu Ostatecznego będą przez tysiąc lat rządzić tym światem wraz z Chrystusem, zażywając wszelkich ludzkich zbytków i rozkoszy. A ponieważ papieżowi pod każdym względem dobrze się powodzi, cofnął czas o jedenaście dni, aby móc tym dłużej cieszyć się przyjemnościami, w które opływa jak pączek w maśle. Bo gdyby nie miał na względzie takiego celu, to czyż nie obchodziłby razem z nami świąt 25 grudnia, zgodnie z sięgającym starożytnych czasów zwyczajem? Czy nie pozwoliłby, żeby dni w zwykły sposób następowały po sobie aż do końca miesiąca? Ale on, opanowany łapczywym pragnieniem czasu, wyjął z kalendarza 11 dni, pozostawiając nas o tyle właśnie z tyłu za sobą”.
Wygląda na to, że biskup nie może się tu zdecydować, czy papież cofnął czas, czy posunął go naprzód. Do tego stopnia gorszy go postępowanie Grzegorza XIII, że stosuje do niego proroctwo z siódmego rozdziału biblijnej Księgi Daniela o królu, który „będzie zamyślał odmienić czas i prawa”.
Jeśli władykę tak bardzo oburzały drobne zmiany w kalendarzu wprowadzone przez papieża, można uznać, że miał szczęście, iż nie żył w czasach rewolucji francuskiej. Choć każdy chyba słyszał o wprowadzonych przez rewolucjonistów nowych nazwach miesięcy, takich jak thermidor czy brumaire, i o dacie utworzenia Republiki Francuskiej jako początku nowej ery, mało kto zdaje sobie sprawę, jak daleko idące zmiany wprowadzono wówczas w kalendarzu. Zniesiono tydzień, zastępując go dekadą, której kolejne dni nosiły nazwy: primidí, duodí, tridí itd. Ostatni, dziesiąty dzień — decadi — był wolny od pracy. Doba dzieliła się na dziesięć godzin, prawie dwa i pół raza dłuższych od tych tradycyjnych, godzina na sto minut, a minuta na sto sekund. Podobno zachowały się dotąd zegary, pokazujące takie właśnie godziny i minuty.
Jeśli ktoś uzna tę reformę za niedorzeczną, czy wręcz obłąkaną, powinien sobie zdać sprawę, że z tych samych czasów i kręgów wywodzi się używany dziś prawie na całym świecie system metryczny, w którym przejawia się zresztą ten sam sposób myślenia, co w opisanym tu podziale doby.
Istnieją również nowsze projekty reformy kalendarza, mające do dziś zwolenników. Przykładem może być pomysł Augusta Comte'a, twórcy pozytywizmu. Comte dzieli rok na 13 miesięcy po 28 dni. Do tego dochodzi nie należący do żadnego miesiąca ani tygodnia dodatkowy dzień na koniec roku oraz podobny dzień dodawany raz na cztery lata po ostatnim dniu czerwca.
Zaletą tego kalendarza jest stałe przyporządkowanie dni miesiąca dniom tygodnia: pierwszy dzień każdego miesiąca wypadałby w niedzielę, drugi w poniedziałek, a ostatni w sobotę. Zbankrutowaliby producenci kalendarzy ściennych: każdy rok, a nawet każdy miesiąc wyglądałby tak samo. Trudno byłoby przywyknąć do dodatkowego miesiąca, który Comte chciał wprowadzić między czerwcem a lipcem. Ale czy nie marzymy wszyscy o dłuższych o miesiąc wakacjach?
Mikołaj Szymański
zgłoś uwagę
Przeglądaj encyklopedię
Przeglądaj tabele i zestawienia
Przeglądaj ilustracje i multimedia